Dlaczego wnioskujemy o tak różne informacje publiczne?

A po co nam ta informacja? Czy to tak dla… sportu? :slight_smile:

Przecież nikt nam nie płaci za to że się pytamy i kontrolujemy. Dlatego wszystkie nasze działania są robione dla sportu. :stuck_out_tongue_winking_eye:

Ależ nie wszystkie. Informacje, które mogłyby się przydać np. w celu udowodnienia im działania na szkodę gminy, albo takie, które obnażą ich ukazując np. prywatę nie będą działaniami dla sportu, a przysłużą się w odsunięciu łotrów od władzy. A sprawa tych kart jest pozbawiona cech nadzwyczajnych. Bo co z tego, że będę wiedział, że 5, czy 10 osób w urzędzie posiada karty…

Możesz sprawdzić na co wydają pieniądze i czy te wydatki mają sens.

Co z tego że będziesz wiedział ile pieniędzy idzie w przetargach, na inwestycje, czy np. na równanie drogi która za moment zostanie zerwana i przebudowana, albo ile zarabia burmistrz Łomianek.

Ja nie dyskryminuję żadnych informacji publicznych, czasem pytam o koszt kwiatów i usług ogrodniczych, czasem o podziały działek, czasem o sprawy sądowe burmistrza?

Pytam o wszystko o co uważam że powinno być dostępne publicznie. Co więcej próbuję urząd skłonić do tego by te informacje publikował na BIP, a nie tylko wysyłał je wyłącznie do mnie. Skoro urzędnik wykonał wysiłek by przygotować informacje to warto by ten wysiłek nie został wykonany tylko dla mnie.

Niestety na razie urząd na tym polu wygrywa, stoi na stanowisku że jeśli nie chce to nie musi tych informacji publikować w BIP i sąd takie stanowisko potwierdza, kierując się wykładnią, że wciąganie BIPu w tryb wnioskowy przestaje mieć charakter indywidualny i zaczyna mieć charakter ogólny. I masz tu babo placek — każdy może o pewne informacje poprosić, musi je uzyskać, ale na żądanie i bezpośrednio bo BIP jest w takich wypadkach dla urzędu fakultatywny.

Nie mniej jednak mój sportowy trening zmusił urząd do wydawania decyzji elektronicznie. Nie przesyłania skanów papieru, a normalnych dokumentów podpisanych kwalifikowanym certyfikatem. To jest postęp.

Podnadto moje działania, czesto przecierają ścieżkę, kiedyś upałem się że nie zapłacę kilku złotych za informację publiczną (udało się wycofać cennik), teraz uparłem się, że dużo informacji nie oznacza informacji przetworzonej.

Ot, taki sport. A może nie sport tylko świadome korzystanie z praw obywatelskich?

No właśnie, czy każde, nawet wydawałoby się głupie, wykorzystanie praw obywatelskich nie powinno być traktowane jako święte prawo obywatela, bez narażania się na pejoratywne określenia, bez dzielenia na ważne i błahe?

No bo dlaczego w takim razie idziemy w ogóle głosować? Przecież nasz głos się nie liczy, z góry wiadomo, kto wygra i jak się rozłożą głosy, a nasza obecność przy urnie nie będzie miała znaczenia, to tylko jeden głos wśród milionów.

1 polubienie